Czy zdażyła Ci się w życiu sytuacja gdy czułaś, że już po prostu nie dasz rady, że nie przeżyjesz kolejnego dnia, że nie dasz rady wziąć więcej na klatę ani zrobić kolejnego kroku?
Ja czułam tak dzisiaj. I przeżywając ten moment, czując, to co czułam, stojąc jak sparaliżowana – myślałam, że to ponad moje siły. Moje utknięcie, przemyślenia, a w konsekwencji treść tego posta nie były spowodowane katastrofą życiową, a wizytą w parku linowym, ale efekt był bardzo podobny. Czemu tak twierdzę? Bo nasz umysł nie rozróżnia stresu spowodowanego wydarzeniami, po prostu panikuje i włącza głowę i ciało w system paniki.
Jeśli nie miałaś okazji być w takim parku (szczerze polecam) to być może nie wiesz, że poziom trudności oraz wysokość stosunkowo rośnie i, że zadaniem uczestnika jest po prostu przechodzić od zadania do zadania (od drzewa do drzewa). W pewnym momencie doszłam do stacji gdzie miałam przejść po ruchomych belkach trzymając się tylko zwieszonej liny z góry. Było ich siedem. Skąd wiem? Ano stąd, że po wejściu na trzecią zamarłam i spanikowałam.
Wszystko wymykało mi się z rąk, nie mogłam złapać liny ani balansu. Z każdym ruchem było coraz gorzej! Czułam jak spłycił mi się oddech i wszystko w środku spieło. Nie to jednak było najgorsze! Najgorsze było to, że utknełam po środku. Zawieszona na linach pomiędzy dwoma drzewami na wysokości kilku metrów.
Nie dam rady, po prostu nie dam rady – ten głos darł się we mnie jak wściekły. Tyle tylko, że z tego „nie dania rady” nic nie wynikało. Bo przecież wisiałam w powietrzu. Instruktorów nie było widać w pobliżu, ręce zaczęły mnie boleć, ale najgorsze było to uczucie – kompletnego paraliżu…
Mineło kilka dobrych minut zanim uspokoiłam oddech i zdecydowałam się zrobić kolejny krok. Udało się! Jeszcze trzy mi zostały. Ludzie za mną zaczeli się niecierpliwić, ale to nie miało znaczenia, bo byłam tylko ja i strach. Miałam wrażenie, że czas biegnie inaczej, że stoję na tych linach z pół godziny i układam w głowie posta (aby odwrócić myśli od emocji), ale to było tylko złudzenie wywołane stresem.
Zrobiłam kolejny krok i kolejny i napięta do granic możliwości doszłam do kolejnej bazy, bezpiecznie się przypiełam i spojrzałam na kolejne zadanie i wpadłam w jeszcze większą panikę gdyż było jeszcze trudniejsze.
Oceniłam, że jestem mniej więcej w połowie trasy i tyle samo zostało za mną, jak i przede mną. Zawrócić? myślałam gorączkowo, ale znów będę musiała przejść przez to co wywołało we mnie strach… Iść do przodu? nie wiem jak będzie, czy dam radę…
Oparta o drzewo patrzyłam na te kroki, które przeszłam i uświadomiłam sobie kilka rzeczy:
1. nie musisz wiedzieć jakie są kolejne kroki i czy dasz radę je przejść – po prostu skup się na jednym
2. nie ma sensu „karmić się” kłamstwem, że wrócenie do punktu wyjścia będzie bezkarne i łatwe – trzeba będzie na nowo przechodzić przez te same lęki
3. zawsze, ale to zawsze bez wyjątku znajdzie się pomocna lina (dłoń, osoba, rozwiązanie), które pomoże Ci pójść dalej
4. strach jest tylko wyobrażeniem, myśleniem o czymś czego nie ma – im dłużej czekasz, tym większy rośnie w siłę
5. jesteśmy bezpieczni, mnie chroniła uprząż, w życiu chroni nas Stwórca (czy też coś, w co wierzysz)
6. bez pokonywania siebie – nigdy się nie wzniesiesz ponad strach, utkniesz z dożywociem w lęku
i ostatnie
7. im więcej doświadczasz – tym bardziej rośnie Twoja wiara w siebie i to, że dasz radę
Oczywiście się nie wróciłam. Co więcej przeszłam przez kolejne dwie, dużo trudniejsze trasy nabawiając się siniaków, bólu mięśni, ale także dumy i satysfakcji. Cały czas brzęczało mi w głowie: jeden krok – tylko tyle musisz zrobić. A później znów. I znów.
To wystarczy, aby poradzić sobie ze strachem i brakiem pewności co będzie dalej. To wystarczy, aby przeżyć każdy kryzys, rozłożyć na łopatki myśl, że nie dasz rady.
Jeden krok… Zrobisz go dla mnie dzisiaj?
bo nie da się w życiu zawrócić ani powiedzieć: nie idę dalej…
serdecznie,
Ania Witowska
11 komentarzy. Zostaw komentarz
Świetne! Dziękuję za ten tekst.
Aniu, tego dokladnie dzsiaj potrzebowalam. O utknieciu i o strachu.
Dziekuje,
Krok tylko jeden krok do przodu, według mnie powinno się czytać osobom już od małego zamiast bajki o siedmomilowych butach co robiły siedmiomilowe kroki. bajkę o Małym kroku i dużej energi. Najpiękniejszy moment podczas zdarzeń bezradności jest ta sekunda kiedy przychodzi ci genialny pomysł i podczas kiedy zrobisz pierwszy krok czujesz odrayu ogromną moc i chęć do życia. i jesteś szczęśliwa że także tym razem wszystko poszło jak po maśle.
dziękuję…. od kilku dni chodzi za mną: „nie dam rady…” przed całkowitym załamaniem utrzymuje mnie w tej chwili chyba tylko uśmiech mojego 3-latka. 🙁
duże wrazęnie na mnie zrobił ten artykuł , czesto czuje sie jak Pani w tym parku , zapamietam te słowa , tylko jeden krok….dziękuje
Dziękuję za linę
Nie jesteście same, kobiety.
Dziekuje Aniu za ten wpis
łzy w oczach .. dziękuje ,że jesteś Ania <3
BÓG ZAPŁAC
Znam ten ból w Parku linowym. Ja nie dałam rady zrobić nic więcej, zeszłam. Potrzebowałam więcej czasu na odpoczynek, niż moja grupa. Mięśnie były jak z galarety. Mimo wszystko polecam ten park każdemu 🙂